Na pewno napiszę jeszcze kolejny rozdział, i kolejny i kolejny. Nie porzucę tej historii do puki jej nie dokończę, jednak ostatni miesiąc był dla mnie trudny i teraz mam bardzo zakręcony czas. Na pewno opublikuję coś jeszcze do końca wakacji, jednak nie chcę obiecać kiedy dokładnie. Jak znajdę wolną chwilę, to usiądę, napiszę i wrzucę na bloga.
Do zobaczenia ;)
Miss Bum
13 lipca 2015
9 czerwca 2015
Rozdział III
Cześć!
Naprawdę bardzo, bardzo
dziękuję za Wasze komentarze. To fantastycznie, że co raz więcej osób zwraca
uwagę na moją skromną działalność literacką. Liczę na to, że statystyki już
niedługo będą wyglądać jak hiperbola ;)
Trzeci rozdział nadal jest „zlepką”
dziury w czasie między Bitwą Pięciu Armii a głównym ciągiem wydarzeń, jednak
wierzę w to, że jeszcze trochę wytrzymacie ;)
Zapraszam do lektury!
* * *
Ich oczom ukazało się pole walki usiane setkami trupów. Ścierwa różnych
szczepów orków, leżały gęsto pomiędzy martwymi ciałami elfów, krasnoludów,
znalazły się nawet zwłoki orła. Nic wkoło nich nie miało w sobie śladu życia.
Dopiero daleko przed nimi, po drugiej stronie pola walki widniały plecy
przepędzających wrogów wojowników, a nad nimi krążyły majestatycznie wielkie
ptaki wyłapując orczych dezerterów. Kluczyli pomiędzy martwymi postaciami
kierując się w stronę wejścia do Ereboru. Mieli długi dystans do pokonania.
W miarę zbliżania się do celu zobaczyli we wnętrzu
Samotnej Góry kilku krasnoludów i elfów zajmującymi się rannymi.
-Bofur! – krzyknął donośnie
Kili gdy tylko przekroczyli próg odzyskanego królestwa krasnoludów. Rozejrzał
się uważnie. Było tu więcej osób niż mu się na początku zdawało, a przede
wszystkim panował ogromny harmider. – Bofur! – powtórzył zawołanie.
-Kili?! – odezwał się głos z
ogólnego hałasu i przed nimi stanął Balin. – Cieszę się, że widzę… Co się stało
Thorinowi?! – wykrzyknął zszokowany i podszedł do Dwalina który ciągle miał
przerzucone ciało Thorina przez ramię.
-Zabił Azoga, ale ostrze
tego ścierwa było zatrute i zdążył nim zadać Thorinowi całkiem sporo ran –
wyjaśnił szybko Kili. – Potrzebujemy Bofura. Zabrał z Esgaroth ziele, którym
Tauriel mnie uleczyła i którym możemy uratować też Thorina. Widziałeś go?
-Tak, wrócił do Ereboru,
zajmuje się rannymi, chodźcie za mną! – oznajmił Balin. Odwrócił się na pięcie
i żwawo ruszył w głąb góry prowadząc krasnoludy i elfkę. Minęli wiele
leżących i krzyczących z bólu krasnoludów jak i elfów. To aż nieprawdopodobne,
jak wojna i wspólne cierpienie potrafiły ich zjednoczyć. Pomagali sobie nie
zważając z którego plemienia się wywodzą.
-Bofur! – zawołał po pewnym
czasie Balin i zatrzymał się, a pozostali stanęli tuż za nim. – jesteś potrzebny
Thorinowi! Szybko!
-Co się stało? – wystraszył
się Bofur, który właśnie kończył obwiązywać ramię elfickiego żołnierza czystym
materiałem.
-Masz jeszcze Athelas? –
odezwała się Tauriel.
-To ziele którym uleczyłaś
Kiliego?
-Tak, rany Thorina są
zatrute orczym jadem, to nasza jedyna nadzieja. – odpowiedziała elfka.
-Zostawiłem je w jednej z
komnat przy strażnicy, chodźcie!
Bofur prędko ruszył przodem
prowadząc krasnoludy i elfkę po kilku kondygnacjach wzwyż. Tłum został za nimi
i szli pustym korytarzem. Dotarli do sali w której uprzednio spali przez kilka
dni. Kili podbiegł do stołu i zrzucił wszystko co na nim leżało na ziemię. Dwalin
położył na nim Thorina, który zaczął wracać do zmysłów. Już nie był tak
bezwładny, szarpał się, na początku słabo, z każdą chwilą co raz to mocniej.
Wydał z siebie kilka jęków i również one przybierały na sile tworząc prawie
nieustający krzyk agonii.
-Działanie trucizny się
wzmacnia. Szybciej! – zawołała Tauriel.
-Mam! – z tryumfem
wykrzyknął Bofur dobywając z tobołków pod ścianą nieco już zwiędłą roślinę
zawiniętą w cienki papier. Podniósł leżącą opodal miskę i napełnił ją czystą,
ciepłą wodą z kociołka na kominku. Tauriel chwyciła w ręce Athelas i
rozdrobniła ziele na małe fragmenty wrzucając je do wody w miseczce trzymanej
przez Bofura.
-Trzymajcie go! – zawołała,
na co Kili, Dwalin i Balin przystąpili do Thorina łapiąc go za barki, nogi i
brzuch mocno go przytrzymując. Podeszła do stołu i rozerwała materiał na
ramieniu Thorina. Nie wyglądało to dobrze, jad był o wiele silniejszy niż ten,
którym zatruty był Kili, niezwykle szybko postępował. Wyciągnęła z wody
namoczony Athelas i wcisnęła go w sam środek rany. Thorin zareagował na to
donośnym okrzykiem i wzmocnioną szarpaniną.
-Menno o nin na hon i eliad annen annin, hon leitho o ngurth! (mniej
więcej: „Niech błogosławieństwo które
zostało mi dane zostanie jemu przesłane, niech zostanie uwolniony od śmierci!”) – Tauriel powtarzała
elfickie błogosławieństwo Kika razy, aż Thorin się uspokoił. Przestał krzyczeć
i szarpać się, jego mięśnie się rozluźniły i z wyraźną ulgą zamknął oczy.
-Musi teraz odpoczywać. –
zakomunikowała zabierając ręce z jego rany. – Ale trzeba jeszcze oczyścić jego
inne rany, ta nie była jedyna.
-Bardzo ci dziękujemy za twoją
pomoc moja droga. – zwrócił się do elfki Balin. – To co zrobiłaś wiele dla nas
znaczy. – uśmiechnął się dobrodusznie.
-To nic takiego. Ja tylko
robiłam to co uważałam za słuszne. – odparła zmieszana.
-Nie bądź taka skromna,
Tauriel. Uratowałaś mnie przed Bolgiem, Thorina przed Azogiem a teraz przed
jego trucizną. – powiedział Kili podchodząc do niej. Spojrzał na jej zmęczoną i
zatroskaną twarz. Chwycił ją delikatnie za rękę i przesunął kciukiem po jej
delikatnych palcach. – Dziękuję.
-Razem uratowaliśmy Thorina.
– odpowiedziała mu na co krasnolud uśmiechnął się lekko pod nosem, lecz szybko
posmutniał. Puścił jej dłoń i podszedł do stołu na którym leżał Thorin. Balin i
Dwalin zadbali o podłożenie mu pod głowę miękkiego zawiniątka i stali teraz nieopodal
w milczeniu przyglądając się rannemu krasnoludowi. Bofur natomiast zajął się
opatrywaniem jego pozostałych ran na boku, nogach i stopie Thorina. Przemywał
je naparem z Athelasu, którego woń wypełniła już całe pomieszczenie swoim
słodkim, orzeźwiającym zapachem i owijał większe z nich czystym materiałem.
-Wygląda mi to na połamane
żebra – powiedział do Kiliego.
Krasnolud nic nie
odpowiedział. Wpatrywał się w ciszy w twarz Thorina czując w sobie zamiast ulgi
narastającą pustkę. W końcu nie wytrzymał. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z
pomieszczenia. Puścił drzwi które zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem.
Zrobił dwa kroki i opierając się o ścianę zsunął się na kamienną posadzkę.
Podkurczył nogi i schował twarz w dłoniach. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie
doświadczał tak ogromnego cierpienia jak w tej chwili. Po jego policzkach
mimowolnie zaczęły spływać gorzkie łzy. Usłyszał cichy dźwięk otwarcia i zaraz
po nim zamknięcia drzwi. Poczuł mieszankę zapachu drzew, czystego powietrza i
kwitnącej łąki. Nie widział ani nie słyszał, ale wiedział, że Tauriel usiadła
tuż obok niego. Przechylił głowę na bok opierając się o jej bark. Elfka
delikatnie otoczyła go ramieniem kładąc dłoń na łopatce Kiliego. Pochyliła się
nad nim i złożyła subtelny pocałunek na czole krasnoluda.
-Tauriel… - wyszeptał Kili.
– Dla czego mój brat…? Dla czego właśnie Fili…? – spytał elfki łamiącym się
głosem. – Dla czego on…? – nie krył już przed nią swoich łez.
-Złe rzeczy się po prostu
dzieją, Kili. Spotykają właśnie tych najbardziej niewinnych i najodważniejszych
z nas. – mówiła do niego cichym i łagodnym głosem, chociaż sama miała zaszklone
oczy.
Nie mówili nic więcej.
Siedzieli w posępnej ciszy wspierając się samą swoją obecnością a po ich
twarzach płynęły strumyki gorących łez. Nie przeszkadzała im zimna kamienna
podłoga, ani przytłumione hałasy dobiegające z holu na dole. Tauriel pochyliła
się i przycisnęła swój gładki policzek do potarganych włosów krasnoluda. Kili
wrócił myślami do tamtej tragicznej chwili. Gdyby tylko się nie rozdzielili!
Przed oczami miał Azoga trzymającego Filiego za kark. W uszach dźwięczały mu
pogardliwe słowa orka w Czarnej Mowie i krzyk swojego brata. Znów widział
przeszywające go ostrze i jego osuwające się do stóp Azoga bezwładnie ciało.
-Powinienem pójść po ciało
swojego brata. – przerwał w końcu długie milczenie.
-Pozwól mi iść razem z tobą.
– Tauriel popatrzyła w nabrzmiałe od płaczu oczy krasnoluda. Kili skinął głową
i kciukiem przetarł delikatnie policzki elfki.
Niespodziewanie do ich uszu
dobiegł szybko narastający dźwięk kroków. Podnieśli głowy w tym kierunku i
ujrzeli na szczycie schodów podpierającego się swoją laską Gandalfa Szarego.
-Nie prędko wpadłeś na ten
pomysł, Kili. Masz ogromne szczęście, że wasz włamywacz, Bilbo Baggins dużo wcześniej
zakręcił się w tamtej okolicy. – zawołał z daleka czarodziej.
Na twarzach Kiliego i
Tauriel wymalowało się zdziwienie. Nie zrozumieli słów Gandalfa. Ku ich
zaskoczeniu zza pleców starca wyłoniły się dwie o wiele od niego niższe postaci.
Jedna, której poruszanie się sprawiało widoczny problem, była o głowę wyższa od
drugiej, która podtrzymywała i pomagała w przemieszczaniu się tej pierwszej. Dopiero
po chwili weszli w krąg światła.
-Fili… - Kili szeroko
otworzył oczy ze zdumienia. – Fili! – Gwałtownie zerwał się z posadzki, pędem
pokonał dzielącą ich odległość i z impetem wpadł bratu w ramiona obejmując go kurczowym
uściskiem.
* * *
Nie mogłam. Po prostu było
mi zbyt żal Filiego, a że to fikcja literacka, to czemu miałabym nie nagiąć
trochę sceny jego rzekomej śmierci w skutek czego okazałoby się, że jednak
żyje? :)
Tak się zastanawiam, czy
rozdziały które piszę nie są przypadkiem trochę za krótkie (mają około 1100
słów, może lepiej byłoby gdyby miały około 1500?), jak myślicie?
Mimo rosnącej liczby
komentarzy pod rozdziałem poprzednim jeszcze raz proszę o komentowanie. Naprawdę
to zajmuje mniej czasu niż przeczytanie rozdziału, a dla mnie jest to ogromna
siła napędowa i wiem, że mam dla kogo pisać.
Zajrzyjcie tutaj już za
tydzień!
Miss Bum
2 czerwca 2015
Rozdział II
Cześć!
Cieszę się niezmiernie, że chociaż jedna osoba doceniła wybryki mojej wyobraźni. Na prawdę dziękuję Ci, to bardzo podbudowujące, dla tego dedykuję Ci ten rozdział, chociaż niewiele jeszcze się w nim dzieje, ale na razie nie mam nic lepszego co mogłabym Ci dać w podzięce. ;)
Przyznam szczerze, że opisy scen walki idą mi jak krew z nosa i nie jestem z nich do końca zadowolona, jednak mam nadzieję, że ścierpicie ich jeszcze trochę ;)
Zapraszam do lektury!
* * *
Pokonali wiele stopni
wchodząc co raz to wyżej aż w końcu dotarli na szczyt ruin, gdzie znajdowało
się zamarznięte jezioro. Niedaleko nich na tafli lodu leżał Thorin blokując
napierające na niego ostrze Azoga, który pochylał się nad nim.
-Wujku! – wykrzyknął z
rozpaczą Kili.
Krasnolud
puścił się pędem w ich stronę dobywając broni. Ork słysząc jego krzyk podniósł
nieco głowę, po czym natychmiast ryknął z bólu i tracąc równowagę upadł na bok,
a jego ostrze osunęło się z miecza Thorina i wbiło się w ramię krasnoluda. Kili
nie zatrzymał się i z dzikim okrzykiem skoczył na Azoga, jednak ten, mimo
sterczącego w jego udzie krótkiego elfickiego miecza Tauriel szybko się
podniósł i z ogromną siłą wolną ręką odepchnął od siebie młodego krasnoluda. Dla
Thorina to była ta krótka chwila, która decydowała o jego życiu. Mimo ogromnego
bólu przeszywającego mu lewą rękę zebrał w sobie ostatki sił i nagłym ruchem
pchnął miecz w klatkę piersiową orka. Azog zachwiał się, ale krasnolud
odepchnął go od siebie i upadł tuż obok niego. Thorin przekręcił się na bok
siadając okrakiem na brzuchu swojego największego przeciwnika i wepchnął
Orkrista po samą rękojeść, przebijając go na wylot. Z gasnącym rykiem ork
wysunął swoje ostrze z ramienia Thorina i zamachnął się chcąc zabrać go do
grobu razem ze sobą.
-Nie!
– dał się słyszeć donośny kobiecy krzyk. To była Tauriel, która drugim ze
swoich krótkich mieczy zablokowała ostrze Azoga. Ramię orka bezwładnie opadło
na taflę lodu, a jego oczy zamknęły się po raz ostatni.
-Wujku!
– Kili podniósł się na nogi i podszedł do Thorina, który właśnie wyciągał
klingę z orczego ścierwa. Odwrócił na chwilę głowę i popatrzył na rozemocjonowanego siostrzeńca
po czym przeniósł wzrok na elfkę. Chwilę spoglądali na siebie bez żadnego
wyrazu. Krasnolud skinął lekko głową.
-Dziękuję.
Wam obydwojgu. – powiedział cicho.
Kili
niewiele myśląc rzucił się mu na szyję. Nie do końca jeszcze docierało do niego
jak to się stało, bo wszystko działo się bardzo szybko. Jego myśli zalewała
świadomość, że udało się im ocalić Thorina. Mimo rozdzierającego jego wnętrze
smutku, do jego serca zawitał drugi promyk światła. Kolejna z najważniejszych
dla niego osób uciekła śmierci. Fili cieszyłby się z tego, że ich wujek pomścił
tyle krwi rodu Durina, pomyślał krasnolud. Thorin poklepał po plecach
krewniaka. Kili puścił po chwili wujka i wstał. Popatrzył na Tauriel, która
czując się nieco skrępowana wobec zaistniałej sytuacji stała o kilka kroków od
nich i czyściła swój miecz z orczej posoki. Posłał jej smutny uśmiech, na który
odpowiedziała tym samym. Thorin także podniósł się na nogi, jednak
niespodziewanie ze stłumionym krzykiem złapał się za zranione ramię i stracił
równowagę. Z całą pewnością upadłby, gdyby nie złapał go
Kili, a po chwili również Tauriel.
-Straciłeś
bardzo dużo krwi – zauważyła rudowłosa elfka i skierowała swoje badawcze
spojrzenie na ranę Thorina. – ale nie tylko to – dodała z przestrachem w oczach
– na jego ostrzu musiała być trucizna. Twoja rana czernieje, to nie jest
normalne.
Thorin
nie zareagował na słowa Tauriel, tracił pomału świadomość. Dopiero gdy zalała
go fala ulgi i odprężenia po pokonaniu wroga poczuł ból na całym ciele. Nie
tylko na lewym ramieniu, gdzie rana była najgłębsza, ale także na nogach, na
boku, a szczególnie dotkliwie dokuczała mu stopa i silny ucisk w klatce
piersiowej. Azog zadał mu wiele trafnych ciosów. Ból był tak ogromny, że nie
miał siły już krzyczeć, zamroczyło go. Co gorsza tak jak podejrzewała Tauriel w
jego krwi płynęła już trucizna, jednak tej krwi szybko z niego ubywało.
-Wujku,
słyszysz mnie? – wystraszony Kili popatrzył na Thorina, który wymamrotał coś
pod nosem. Zrozpaczony krasnolud spojrzał na elfkę. – Da się go uratować,
Tauriel? Wiesz czym go wyleczyć?
-Athelas
likwiduje większość trucizn, to nim usunęłam jad z twojej nogi, podejrzewam, że
to ta sama orcza trucizna, która była na strzale Bolga, więc powinien zadziałać
i tym razem. Ale nie znajdę go tutaj, na zmarzniętej ziemi. Nie wiem czy w
ogóle znajdę go w tej spustoszonej okolicy. – zmartwiła się Tauriel.
-Bofur
zabrał ze sobą trochę tego ziela, którym mnie leczyłaś w Esgaroth! –
przypomniał sobie Kili. Wstąpiła w niego nowa nadzieja. – Musimy zabrać Thorina
do Ereboru i znaleźć Bofura.
-Więc
możemy go jeszcze uratować. Po raz kolejny. Chodźmy zanim będzie za późno.
Kili
bez zbędnego ociągania się zaczął iść w stronę z której przyszli. Nie pozwoli
na to, żeby jego wujek zginął od trucizny, kiedy właśnie pokonał Azoga. Ork nie
pociągnie go ze sobą w otchłań śmierci. Tauriel również zaczęła iść, będąc z
drugiej strony Thorina. Bez zastanowienia złapała go mocno za ranę na jego
ramieniu tamując upływ krwi. Krasnolud powłóczył nogami starając się iść razem
z nimi. Kiedy byli już na skraju tafli lodu, nagły podmuch wiatru rozwiał mgłę
nad polem walki. Z ulgą zauważyli, że bitwa zmierza już do końca, rozbite
szeregi orków uciekały przed napierającym na nie zwartym oddziałem krasnoludów
pod wodzą Daina wspomaganym przez elfy i orły. Dotarli do schodów, które
okazały się dla Thorina dużym problemem. Jego stopy ledwo dotykały podłoża,
Kili i Tauriel niemal znosili go ze stopni.
Po
pokonaniu kilku kondygnacji usłyszeli szybko zbliżające się do nich ciężkie
kroki. Obydwoje błyskawicznie dobyli broni zwiększając czujność, lecz cały czas
podtrzymując Thorina. Zza niedalekiej ściany wyłoniła się barczysta sylwetka
dzierżąca pokaźny krasnoludzki topór.
-Dwalin!
– krzyknął z ulgą Kili i schował miecz.
-Kili!
Co się stało Thorinowi?! – krzyknął krasnolud jeszcze idąc. Kiedy zatrzymał się
przed nimi popatrzył chwilę na Tauriel, skinął głową witając się z nią i
ponownie przeniósł zaniepokojone spojrzenie na Thorina.
-Ostrze
Azoga było zatrute mrocznym jadem, poza tym stracił dużo krwi. – poinformowała
go elfka.
-Co
raz szybciej traci siły przez co kończy nam się czas na uratowanie go. – dodał
Kili.
-Dajcie
mi go nieść, zrobię to szybciej niż wy. – poprosił, na co Tauriel odstąpiła od
Thorina, a Dwalin pochylił się chcąc wziąć rannego krasnoluda na swoje potężne
barki.
-Poczekaj
chwilę – odezwała się. Pochyliła się nieco i od zwisającego skrawka rękawa
Thorina urwała spory pasek materiału, którym zwinnie obwiązała największą z
jego ran na ramieniu. – Chodźmy, nie ma czasu do stracenia. – oznajmiła, gdy
skończyła wiązać prowizoryczny opatrunek.
Dwalin
uniósł Thorina i przerzucił jego bezwładne ciało przez ramię. Tauriel
wytarła swoje ręce z krwi krasnoluda i dobyła swoich krótkich elfickich mieczy,
tak na wszelki wypadek, a Kili poszedł w jej ślady wyciągając swój miecz. Elfka
szła przodem, a krasnolud za
Dwalinem niosącym jego wujka, obydwoje z bronią w pogotowiu. Ruszyli przed
siebie schodząc na sam dół ruin i po stromym zboczu góry.
Ich
oczom ukazało się pole walki usiane setkami trupów. Ścierwa różnych szczepów
orków, leżały gęsto pomiędzy martwymi ciałami elfów, krasnoludów, znalazły się
nawet zwłoki orła. Nic wkoło nich nie miało w sobie śladu życia. Dopiero daleko
przed nimi, po drugiej stronie pola walki widniały plecy przepędzających wrogów
wojowników, a nad nimi krążyły majestatycznie wielkie ptaki wyłapując orczych
dezerterów. Kluczyli pomiędzy martwymi postaciami kierując się w stronę
wejścia do Ereboru. Mieli długi dystans do pokonania.
* * *
Na razie to tyle. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Proszę Was o szczere komentarze, jestem nastawiona na konstruktywną krytykę i bardzo chętnie ją przyjmę rozważając, co mogłabym poprawić ;)
Chciałabym nowe rozdziały dodawać raz w tygodniu. Moje opóźnienie na chwilę obecną wynika jednak z tego, że zabierając się za spisanie tej historii miałam i nadal mam zarys konkretnych sytuacji i ciągu wydarzeń, które opiszę za jakieś dwa-trzy rozdziały, a nawet o wiele dalej. Więc muszę jakoś zalepić tą dziurę w czasie, co nie specjalnie mi idzie. ;)
Jeszcze raz proszę wszystkie osoby czytające o szczere, rzeczowe komentarze, pamiętajcie, że mam licznik statystyk i widzę ile razy dany post był wyświetlony i na pewno będę miała więcej weny kiedy będę widziała zwiększające się zainteresowanie moim opowiadaniem ;)
Do zobaczenia!
Miss Bum
23 maja 2015
Rozdział I
Cześć!
Przed Wami pierwszy rozdział mojej wspólnej historii Tauriel i Kiliego, nieco zmieniona końcówka filmu "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii". Tak właśnie postanowiłam nagiąć film Peetera Jacksona pod moje oczekiwania. Bez zbędnego przedłużania zapraszam do lektury! :)
* * *
-Kili! – głos rudowłosej
elfki odbił się echem od ruin. Rozejrzała się wokół. Słyszała z daleka odgłosy
walki. W obydwu rękach cały czas trzymała krótkie miecze ociekające czarną
krwią orków.
-Kili! – krzyknęła raz
jeszcze.
-Tauriel! – dobiegł ją nieco
przytłumiony przerażony głos krasnoluda.
-Kili... – szepnęła z ulgą.
Poczuła jak spada jej z serca ogromny ciężar. Żył.
Nie było jej dane długo się
nacieszyć tym spokojem. Niespodziewanie usłyszała za plecami przerażający ryk.
Nie zdążyła zareagować, Bolg kopnął ją boleśnie w plecy i uderzyła w schody
wydając z siebie krótki okrzyk bólu. Odwracając się podniosła swoje miecze,
które wypadły jej z rąk i robiąc szybkie uniki zadała kilka ciosów ogromnemu
orkowi. Jednak na niewiele się to zdało. Bolg złapał ją za prawą rękę, gdy
chciała zadać kolejny cios uniemożliwiając Tauriel poruszanie się i zmuszając
ją do wydania kolejnego okrzyku bólu, po czym wielką łapą mocno uderzył ją w
głowę. Elfka opadła na ziemię i nim zdążyła zareagować ork chwycił ją za gardło
podnosząc do góry na tyle wysoko, że straciła grunt pod nogami. Zaczęła się
dusić znów wydając krzyk, jednak znalazła w sobie siłę do porządnego kopnięcia
w brzuch bestii, tym samym uwalniając się od jego żelaznego uścisku. Nie mając
w rękach oręża, chciała zadać Bolgowi ciosy gołymi rękami, jednak ten znów
złapał ją za rękę i z ogromnym impetem rzucił o przeciwległą ścianę. Cicho
jęknęła, kiedy uderzyła głową o kamień. Zamroczona podniosła powoli głowę. W
jej stronę powoli podchodził ork wyciągając swoją ogromną broń. Chciała się
podnieść, ale nie mogła, zabrakło jej sił. Bolg zamachnął się chcąc ją zabić,
jednak znienacka z mgły wyłonił się krasnolud i z dzikim krzykiem zeskoczył z
wyższego piętra na barki potężnego orka. To był Kili. Z Tauriel uleciało otumanienie,
z niedowierzaniem i przestrachem widziała, jak krasnolud, którego życie
pragnęła ocalić za wszelką cenę siłuje się z Bolgiem, który zablokował jego
cios, aż w końcu z wściekłością odrzucił go od siebie. Kili wylądował plecami
na kamiennych schodach, jednak szybko się podniósł i odwrócił przodem do
przeciwnika. Skoczył na niego zadając cięcie mieczem, lecz nie przebił się
przez jego pancerz. Ork zablokował następny cios krasnoluda wytrącając mu broń
z ręki i mocno uderzył go w głowę. Kili stracił równowagę i runął do tyłu,
wprost na nastawione kolano Bolga, zostając przytłoczonym jego ciężkim
łapskiem, uniemożliwiającym mu wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Ork już podnosił
rękę, żeby przebić pierś krasnoluda, kiedy Tauriel w nagłym impulsie adrenaliny
przywracającym jej pełnie sił, skoczyła na plecy bestii wydobywając z cholewki
buta swoją ostatnią broń. Zawieszając jedną ręką cały ciężar swojego ciała na
broni przeciwnika, aby odchylić ją jak najbardziej do tyłu, drugą ręką
zagłębiła aż po rękojeść elficki sztylet w nieosłoniętą część lewego ramienia
Bolga. Ork ryknął z bólu i puścił Kiliego, który sturlał się na ziemię. Jednym
ruchem zrzucił elfkę ze swoich pleców która odleciała aż na skraj przepaści. W
tej samej chwili krasnolud chwycił z ziemi swój miecz i klęcząc wbił go
pomiędzy pancerzem w brzuch Bolga przebijając go na wylot. Potwór wydał z
siebie gasnący ryk i po chwili bez życia upadł na ziemię. Kili szybko wyrwał
miecz z orczego ścierwa i odwrócił się do rudowłosej elfki cały czas leżącej na
skraju urwiska.
-Tauriel! – podbiegł do niej
co sił w nogach.
-Kili… – z wyraźną ulgą w
głosie elfka podniosła się na kolana.
Nie potrzebowali słów.
Patrzyli na siebie nawzajem jakby widzieli się po raz pierwszy. Z
niedowierzaniem, ulgą i tym jednym uczuciem, które zagościło w obojgu z nich od
ich pierwszego spotkania. Jednak dopiero teraz, kiedy jeszcze przed chwilą
każde z nich było gotowe oddać własne życie za to drugie zrozumieli co tak
naprawdę ich łączy. Ona podziwiała jego ciemne, szaro-brązowe tęczówki
tak intensywnie wpatrujące się w jej własne, a on tonął w zielonej otchłani jej
oczu. Tauriel uniosła dłoń i delikatnie musnęła opuszkami palców jego oplamiony
krwią policzek. Na moment przeniosła swój wzrok na usta krasnoluda i wróciła do
jego oczu. Równocześnie pochylili się ku sobie łącząc swoje usta w zachłannym
pocałunku. Krasnoludzkie usta były o wiele delikatniejsze niż Tauriel mogła się
spodziewać po ich wyglądzie. Usta elfki były gorętsze niż Kiliemu kiedykolwiek
się wydawało. Krasnolud chwycił jej twarz w obie ręce jakby bojąc się, że zaraz
mu ucieknie, lecz ona nie pozostawała mu dłużna. Z
policzka przeniosła dłoń na jego szyję, a drugą ręką objęła go w
pasie chcąc mieć Kiliego jeszcze bliżej siebie. Ich pocałunek trwał długo, stając
się coraz bardziej namiętny. Byli tak bardzo spragnieni siebie, że nie
obchodziło ich co dzieje się wokół, gdzie są. Liczył się tylko ich wspólny
taniec języków, które wydawały się być stworzone tylko dla siebie nawzajem.
Przerwali dopiero kiedy oboje nie mogli złapać oddechu. Dysząc patrzeli na
siebie z uwielbieniem i radością.
-Kili… trwa walka, giną nasi
ludzie. Powinniśmy iść im pomóc.– Tauriel jako pierwsza powróciła do
rzeczywistości widząc rany na twarzy i ciele Kiliego. Z twarzy krasnoluda
zszedł uśmiech i wszelka radość, a zastąpił ją smutek przesycony gniewem. Elfka
wstała z kolan. Czuła, że stało się coś niedobrego.
-Fili… mój brat… Azog… - nie
był w stanie powiedzieć nic więcej. Tauriel zmroziło. Poczuła ból Kiliego jak
swój własny aż zaszkliły jej się oczy.
-Kili… - wyszeptała
delikatnie dotykając boku jego głowy. Ku zaskoczeniu elfki odwrócił się od
niej, a jej ręka bezwładnie opadła w dół.
-Masz rację, powinniśmy iść
pomóc w walce. – rzucił jej przez ramię i zaczął iść po kamiennych schodach.
Tauriel szybko podążyła za
nim. Ukradkiem otarła łzę z kącika oka i stanęła obok krasnoluda. Podobnie jak
on wytężyła słuch. Do jej uszu dobiegły odgłosy bitwy. Krzyki ludzi, elfów,
krasnoludów i piski orłów przeplatały się z okrzykami orków i wargów, a ponad
wszystkim dochodziły do niej odgłosy zderzającego się z sobą metalu. Nie
musiała pytać Kiliego co, a raczej kogo usiłuje usłyszeć. Doskonale zdawała
sobie sprawę, że po utracie brata będzie chciał za wszelką cenę ratować swojego
żyjącego jeszcze krewniaka. Elfy mają o wiele lepszy słuch niż krasnoludy, więc
Tauriel jeszcze mocniej skupiła się na wyłapaniu tego jednego głosu. I
usłyszała go. Usłyszała jęki bólu Thorina, gdzieś we mgle przed nimi.
-Kili, tam! – wskazała przed
siebie ręką i pobiegła w tym kierunku, a Kili pośpieszył za nią wiedząc o kogo
jej chodzi.
Pokonali wiele stopni wchodząc co raz to wyżej aż w
końcu dotarli na szczyt ruin, gdzie znajdowało się zamarznięte jezioro.
Niedaleko nich na tafli lodu leżał Thorin blokując napierające na niego ostrze
pochylającego się nad nim Azoga.
-Wujku! – wykrzyknął z
rozpaczą Kili.
* * *
I jak? Myślicie że zabiję Thorina, czy pozwolę mu żyć? Chociaż powiem Wam, że już dawno podjęłam tą decyzję. ;)
Komentujcie proszę, żebym wiedziała czy mam dla kogo pisać, czy może mam tę historię napisać tylko we własnej głowie.
Mam nadzieję, do usłyszenia!
Miss Bum
21 maja 2015
Na początek ;)
Cześć!
Jeśli jesteście ciekawi jak potoczyłyby się losy Tauriel i Kiliego gdyby oboje przeżyli Bitwę Pięciu Armii, pozwólcie mi przedstawić Wam wymysły mojej wyobraźni na podstawie książki i filmu "Hobbit", być może zdarzą się odniesienia do całego Śródziemia opisanego przez Tolkiena w wielu książkach, nie tylko tych najbardziej popularnych ;)
Nie mogę się pogodzić z wprowadzeniem przez Peetera Jacksona takiej fantastycznej pary bez przyszłości. Nie lubię tragedii i smutnych zakończeń. Wystarczy, że życie takie jest, dla tego spróbuję je trochę umilić zarówno Wam jak i sobie.
Jeśli jesteście ciekawi jak potoczyłyby się losy Tauriel i Kiliego gdyby oboje przeżyli Bitwę Pięciu Armii, pozwólcie mi przedstawić Wam wymysły mojej wyobraźni na podstawie książki i filmu "Hobbit", być może zdarzą się odniesienia do całego Śródziemia opisanego przez Tolkiena w wielu książkach, nie tylko tych najbardziej popularnych ;)
Nie mogę się pogodzić z wprowadzeniem przez Peetera Jacksona takiej fantastycznej pary bez przyszłości. Nie lubię tragedii i smutnych zakończeń. Wystarczy, że życie takie jest, dla tego spróbuję je trochę umilić zarówno Wam jak i sobie.
Na dniach spiszę i opublikuję pierwszy rozdział trudnej wędrówki Tauriel i Kiliego przez życie, jeśli macie ochotę prześledzić ze mną ich losy, będzie mi niezmiernie miło :)
Miss Bum
Miss Bum
Subskrybuj:
Posty (Atom)