Cześć!
Przed Wami pierwszy rozdział mojej wspólnej historii Tauriel i Kiliego, nieco zmieniona końcówka filmu "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii". Tak właśnie postanowiłam nagiąć film Peetera Jacksona pod moje oczekiwania. Bez zbędnego przedłużania zapraszam do lektury! :)
* * *
-Kili! – głos rudowłosej
elfki odbił się echem od ruin. Rozejrzała się wokół. Słyszała z daleka odgłosy
walki. W obydwu rękach cały czas trzymała krótkie miecze ociekające czarną
krwią orków.
-Kili! – krzyknęła raz
jeszcze.
-Tauriel! – dobiegł ją nieco
przytłumiony przerażony głos krasnoluda.
-Kili... – szepnęła z ulgą.
Poczuła jak spada jej z serca ogromny ciężar. Żył.
Nie było jej dane długo się
nacieszyć tym spokojem. Niespodziewanie usłyszała za plecami przerażający ryk.
Nie zdążyła zareagować, Bolg kopnął ją boleśnie w plecy i uderzyła w schody
wydając z siebie krótki okrzyk bólu. Odwracając się podniosła swoje miecze,
które wypadły jej z rąk i robiąc szybkie uniki zadała kilka ciosów ogromnemu
orkowi. Jednak na niewiele się to zdało. Bolg złapał ją za prawą rękę, gdy
chciała zadać kolejny cios uniemożliwiając Tauriel poruszanie się i zmuszając
ją do wydania kolejnego okrzyku bólu, po czym wielką łapą mocno uderzył ją w
głowę. Elfka opadła na ziemię i nim zdążyła zareagować ork chwycił ją za gardło
podnosząc do góry na tyle wysoko, że straciła grunt pod nogami. Zaczęła się
dusić znów wydając krzyk, jednak znalazła w sobie siłę do porządnego kopnięcia
w brzuch bestii, tym samym uwalniając się od jego żelaznego uścisku. Nie mając
w rękach oręża, chciała zadać Bolgowi ciosy gołymi rękami, jednak ten znów
złapał ją za rękę i z ogromnym impetem rzucił o przeciwległą ścianę. Cicho
jęknęła, kiedy uderzyła głową o kamień. Zamroczona podniosła powoli głowę. W
jej stronę powoli podchodził ork wyciągając swoją ogromną broń. Chciała się
podnieść, ale nie mogła, zabrakło jej sił. Bolg zamachnął się chcąc ją zabić,
jednak znienacka z mgły wyłonił się krasnolud i z dzikim krzykiem zeskoczył z
wyższego piętra na barki potężnego orka. To był Kili. Z Tauriel uleciało otumanienie,
z niedowierzaniem i przestrachem widziała, jak krasnolud, którego życie
pragnęła ocalić za wszelką cenę siłuje się z Bolgiem, który zablokował jego
cios, aż w końcu z wściekłością odrzucił go od siebie. Kili wylądował plecami
na kamiennych schodach, jednak szybko się podniósł i odwrócił przodem do
przeciwnika. Skoczył na niego zadając cięcie mieczem, lecz nie przebił się
przez jego pancerz. Ork zablokował następny cios krasnoluda wytrącając mu broń
z ręki i mocno uderzył go w głowę. Kili stracił równowagę i runął do tyłu,
wprost na nastawione kolano Bolga, zostając przytłoczonym jego ciężkim
łapskiem, uniemożliwiającym mu wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Ork już podnosił
rękę, żeby przebić pierś krasnoluda, kiedy Tauriel w nagłym impulsie adrenaliny
przywracającym jej pełnie sił, skoczyła na plecy bestii wydobywając z cholewki
buta swoją ostatnią broń. Zawieszając jedną ręką cały ciężar swojego ciała na
broni przeciwnika, aby odchylić ją jak najbardziej do tyłu, drugą ręką
zagłębiła aż po rękojeść elficki sztylet w nieosłoniętą część lewego ramienia
Bolga. Ork ryknął z bólu i puścił Kiliego, który sturlał się na ziemię. Jednym
ruchem zrzucił elfkę ze swoich pleców która odleciała aż na skraj przepaści. W
tej samej chwili krasnolud chwycił z ziemi swój miecz i klęcząc wbił go
pomiędzy pancerzem w brzuch Bolga przebijając go na wylot. Potwór wydał z
siebie gasnący ryk i po chwili bez życia upadł na ziemię. Kili szybko wyrwał
miecz z orczego ścierwa i odwrócił się do rudowłosej elfki cały czas leżącej na
skraju urwiska.
-Tauriel! – podbiegł do niej
co sił w nogach.
-Kili… – z wyraźną ulgą w
głosie elfka podniosła się na kolana.
Nie potrzebowali słów.
Patrzyli na siebie nawzajem jakby widzieli się po raz pierwszy. Z
niedowierzaniem, ulgą i tym jednym uczuciem, które zagościło w obojgu z nich od
ich pierwszego spotkania. Jednak dopiero teraz, kiedy jeszcze przed chwilą
każde z nich było gotowe oddać własne życie za to drugie zrozumieli co tak
naprawdę ich łączy. Ona podziwiała jego ciemne, szaro-brązowe tęczówki
tak intensywnie wpatrujące się w jej własne, a on tonął w zielonej otchłani jej
oczu. Tauriel uniosła dłoń i delikatnie musnęła opuszkami palców jego oplamiony
krwią policzek. Na moment przeniosła swój wzrok na usta krasnoluda i wróciła do
jego oczu. Równocześnie pochylili się ku sobie łącząc swoje usta w zachłannym
pocałunku. Krasnoludzkie usta były o wiele delikatniejsze niż Tauriel mogła się
spodziewać po ich wyglądzie. Usta elfki były gorętsze niż Kiliemu kiedykolwiek
się wydawało. Krasnolud chwycił jej twarz w obie ręce jakby bojąc się, że zaraz
mu ucieknie, lecz ona nie pozostawała mu dłużna. Z
policzka przeniosła dłoń na jego szyję, a drugą ręką objęła go w
pasie chcąc mieć Kiliego jeszcze bliżej siebie. Ich pocałunek trwał długo, stając
się coraz bardziej namiętny. Byli tak bardzo spragnieni siebie, że nie
obchodziło ich co dzieje się wokół, gdzie są. Liczył się tylko ich wspólny
taniec języków, które wydawały się być stworzone tylko dla siebie nawzajem.
Przerwali dopiero kiedy oboje nie mogli złapać oddechu. Dysząc patrzeli na
siebie z uwielbieniem i radością.
-Kili… trwa walka, giną nasi
ludzie. Powinniśmy iść im pomóc.– Tauriel jako pierwsza powróciła do
rzeczywistości widząc rany na twarzy i ciele Kiliego. Z twarzy krasnoluda
zszedł uśmiech i wszelka radość, a zastąpił ją smutek przesycony gniewem. Elfka
wstała z kolan. Czuła, że stało się coś niedobrego.
-Fili… mój brat… Azog… - nie
był w stanie powiedzieć nic więcej. Tauriel zmroziło. Poczuła ból Kiliego jak
swój własny aż zaszkliły jej się oczy.
-Kili… - wyszeptała
delikatnie dotykając boku jego głowy. Ku zaskoczeniu elfki odwrócił się od
niej, a jej ręka bezwładnie opadła w dół.
-Masz rację, powinniśmy iść
pomóc w walce. – rzucił jej przez ramię i zaczął iść po kamiennych schodach.
Tauriel szybko podążyła za
nim. Ukradkiem otarła łzę z kącika oka i stanęła obok krasnoluda. Podobnie jak
on wytężyła słuch. Do jej uszu dobiegły odgłosy bitwy. Krzyki ludzi, elfów,
krasnoludów i piski orłów przeplatały się z okrzykami orków i wargów, a ponad
wszystkim dochodziły do niej odgłosy zderzającego się z sobą metalu. Nie
musiała pytać Kiliego co, a raczej kogo usiłuje usłyszeć. Doskonale zdawała
sobie sprawę, że po utracie brata będzie chciał za wszelką cenę ratować swojego
żyjącego jeszcze krewniaka. Elfy mają o wiele lepszy słuch niż krasnoludy, więc
Tauriel jeszcze mocniej skupiła się na wyłapaniu tego jednego głosu. I
usłyszała go. Usłyszała jęki bólu Thorina, gdzieś we mgle przed nimi.
-Kili, tam! – wskazała przed
siebie ręką i pobiegła w tym kierunku, a Kili pośpieszył za nią wiedząc o kogo
jej chodzi.
Pokonali wiele stopni wchodząc co raz to wyżej aż w
końcu dotarli na szczyt ruin, gdzie znajdowało się zamarznięte jezioro.
Niedaleko nich na tafli lodu leżał Thorin blokując napierające na niego ostrze
pochylającego się nad nim Azoga.
-Wujku! – wykrzyknął z
rozpaczą Kili.
* * *
I jak? Myślicie że zabiję Thorina, czy pozwolę mu żyć? Chociaż powiem Wam, że już dawno podjęłam tą decyzję. ;)
Komentujcie proszę, żebym wiedziała czy mam dla kogo pisać, czy może mam tę historię napisać tylko we własnej głowie.
Mam nadzieję, do usłyszenia!
Miss Bum
Zajefajne opowiadanie. Nawet nie wiesz ile się naszukałam opo o tych bohaterach,a tu prosze dzieło sztuki . Z niecierpliwiścią czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńSuper! KILI & TAURIEL FOREVER !!!
OdpowiedzUsuń