Cześć!
Naprawdę bardzo, bardzo
dziękuję za Wasze komentarze. To fantastycznie, że co raz więcej osób zwraca
uwagę na moją skromną działalność literacką. Liczę na to, że statystyki już
niedługo będą wyglądać jak hiperbola ;)
Trzeci rozdział nadal jest „zlepką”
dziury w czasie między Bitwą Pięciu Armii a głównym ciągiem wydarzeń, jednak
wierzę w to, że jeszcze trochę wytrzymacie ;)
Zapraszam do lektury!
* * *
Ich oczom ukazało się pole walki usiane setkami trupów. Ścierwa różnych
szczepów orków, leżały gęsto pomiędzy martwymi ciałami elfów, krasnoludów,
znalazły się nawet zwłoki orła. Nic wkoło nich nie miało w sobie śladu życia.
Dopiero daleko przed nimi, po drugiej stronie pola walki widniały plecy
przepędzających wrogów wojowników, a nad nimi krążyły majestatycznie wielkie
ptaki wyłapując orczych dezerterów. Kluczyli pomiędzy martwymi postaciami
kierując się w stronę wejścia do Ereboru. Mieli długi dystans do pokonania.
W miarę zbliżania się do celu zobaczyli we wnętrzu
Samotnej Góry kilku krasnoludów i elfów zajmującymi się rannymi.
-Bofur! – krzyknął donośnie
Kili gdy tylko przekroczyli próg odzyskanego królestwa krasnoludów. Rozejrzał
się uważnie. Było tu więcej osób niż mu się na początku zdawało, a przede
wszystkim panował ogromny harmider. – Bofur! – powtórzył zawołanie.
-Kili?! – odezwał się głos z
ogólnego hałasu i przed nimi stanął Balin. – Cieszę się, że widzę… Co się stało
Thorinowi?! – wykrzyknął zszokowany i podszedł do Dwalina który ciągle miał
przerzucone ciało Thorina przez ramię.
-Zabił Azoga, ale ostrze
tego ścierwa było zatrute i zdążył nim zadać Thorinowi całkiem sporo ran –
wyjaśnił szybko Kili. – Potrzebujemy Bofura. Zabrał z Esgaroth ziele, którym
Tauriel mnie uleczyła i którym możemy uratować też Thorina. Widziałeś go?
-Tak, wrócił do Ereboru,
zajmuje się rannymi, chodźcie za mną! – oznajmił Balin. Odwrócił się na pięcie
i żwawo ruszył w głąb góry prowadząc krasnoludy i elfkę. Minęli wiele
leżących i krzyczących z bólu krasnoludów jak i elfów. To aż nieprawdopodobne,
jak wojna i wspólne cierpienie potrafiły ich zjednoczyć. Pomagali sobie nie
zważając z którego plemienia się wywodzą.
-Bofur! – zawołał po pewnym
czasie Balin i zatrzymał się, a pozostali stanęli tuż za nim. – jesteś potrzebny
Thorinowi! Szybko!
-Co się stało? – wystraszył
się Bofur, który właśnie kończył obwiązywać ramię elfickiego żołnierza czystym
materiałem.
-Masz jeszcze Athelas? –
odezwała się Tauriel.
-To ziele którym uleczyłaś
Kiliego?
-Tak, rany Thorina są
zatrute orczym jadem, to nasza jedyna nadzieja. – odpowiedziała elfka.
-Zostawiłem je w jednej z
komnat przy strażnicy, chodźcie!
Bofur prędko ruszył przodem
prowadząc krasnoludy i elfkę po kilku kondygnacjach wzwyż. Tłum został za nimi
i szli pustym korytarzem. Dotarli do sali w której uprzednio spali przez kilka
dni. Kili podbiegł do stołu i zrzucił wszystko co na nim leżało na ziemię. Dwalin
położył na nim Thorina, który zaczął wracać do zmysłów. Już nie był tak
bezwładny, szarpał się, na początku słabo, z każdą chwilą co raz to mocniej.
Wydał z siebie kilka jęków i również one przybierały na sile tworząc prawie
nieustający krzyk agonii.
-Działanie trucizny się
wzmacnia. Szybciej! – zawołała Tauriel.
-Mam! – z tryumfem
wykrzyknął Bofur dobywając z tobołków pod ścianą nieco już zwiędłą roślinę
zawiniętą w cienki papier. Podniósł leżącą opodal miskę i napełnił ją czystą,
ciepłą wodą z kociołka na kominku. Tauriel chwyciła w ręce Athelas i
rozdrobniła ziele na małe fragmenty wrzucając je do wody w miseczce trzymanej
przez Bofura.
-Trzymajcie go! – zawołała,
na co Kili, Dwalin i Balin przystąpili do Thorina łapiąc go za barki, nogi i
brzuch mocno go przytrzymując. Podeszła do stołu i rozerwała materiał na
ramieniu Thorina. Nie wyglądało to dobrze, jad był o wiele silniejszy niż ten,
którym zatruty był Kili, niezwykle szybko postępował. Wyciągnęła z wody
namoczony Athelas i wcisnęła go w sam środek rany. Thorin zareagował na to
donośnym okrzykiem i wzmocnioną szarpaniną.
-Menno o nin na hon i eliad annen annin, hon leitho o ngurth! (mniej
więcej: „Niech błogosławieństwo które
zostało mi dane zostanie jemu przesłane, niech zostanie uwolniony od śmierci!”) – Tauriel powtarzała
elfickie błogosławieństwo Kika razy, aż Thorin się uspokoił. Przestał krzyczeć
i szarpać się, jego mięśnie się rozluźniły i z wyraźną ulgą zamknął oczy.
-Musi teraz odpoczywać. –
zakomunikowała zabierając ręce z jego rany. – Ale trzeba jeszcze oczyścić jego
inne rany, ta nie była jedyna.
-Bardzo ci dziękujemy za twoją
pomoc moja droga. – zwrócił się do elfki Balin. – To co zrobiłaś wiele dla nas
znaczy. – uśmiechnął się dobrodusznie.
-To nic takiego. Ja tylko
robiłam to co uważałam za słuszne. – odparła zmieszana.
-Nie bądź taka skromna,
Tauriel. Uratowałaś mnie przed Bolgiem, Thorina przed Azogiem a teraz przed
jego trucizną. – powiedział Kili podchodząc do niej. Spojrzał na jej zmęczoną i
zatroskaną twarz. Chwycił ją delikatnie za rękę i przesunął kciukiem po jej
delikatnych palcach. – Dziękuję.
-Razem uratowaliśmy Thorina.
– odpowiedziała mu na co krasnolud uśmiechnął się lekko pod nosem, lecz szybko
posmutniał. Puścił jej dłoń i podszedł do stołu na którym leżał Thorin. Balin i
Dwalin zadbali o podłożenie mu pod głowę miękkiego zawiniątka i stali teraz nieopodal
w milczeniu przyglądając się rannemu krasnoludowi. Bofur natomiast zajął się
opatrywaniem jego pozostałych ran na boku, nogach i stopie Thorina. Przemywał
je naparem z Athelasu, którego woń wypełniła już całe pomieszczenie swoim
słodkim, orzeźwiającym zapachem i owijał większe z nich czystym materiałem.
-Wygląda mi to na połamane
żebra – powiedział do Kiliego.
Krasnolud nic nie
odpowiedział. Wpatrywał się w ciszy w twarz Thorina czując w sobie zamiast ulgi
narastającą pustkę. W końcu nie wytrzymał. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z
pomieszczenia. Puścił drzwi które zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem.
Zrobił dwa kroki i opierając się o ścianę zsunął się na kamienną posadzkę.
Podkurczył nogi i schował twarz w dłoniach. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie
doświadczał tak ogromnego cierpienia jak w tej chwili. Po jego policzkach
mimowolnie zaczęły spływać gorzkie łzy. Usłyszał cichy dźwięk otwarcia i zaraz
po nim zamknięcia drzwi. Poczuł mieszankę zapachu drzew, czystego powietrza i
kwitnącej łąki. Nie widział ani nie słyszał, ale wiedział, że Tauriel usiadła
tuż obok niego. Przechylił głowę na bok opierając się o jej bark. Elfka
delikatnie otoczyła go ramieniem kładąc dłoń na łopatce Kiliego. Pochyliła się
nad nim i złożyła subtelny pocałunek na czole krasnoluda.
-Tauriel… - wyszeptał Kili.
– Dla czego mój brat…? Dla czego właśnie Fili…? – spytał elfki łamiącym się
głosem. – Dla czego on…? – nie krył już przed nią swoich łez.
-Złe rzeczy się po prostu
dzieją, Kili. Spotykają właśnie tych najbardziej niewinnych i najodważniejszych
z nas. – mówiła do niego cichym i łagodnym głosem, chociaż sama miała zaszklone
oczy.
Nie mówili nic więcej.
Siedzieli w posępnej ciszy wspierając się samą swoją obecnością a po ich
twarzach płynęły strumyki gorących łez. Nie przeszkadzała im zimna kamienna
podłoga, ani przytłumione hałasy dobiegające z holu na dole. Tauriel pochyliła
się i przycisnęła swój gładki policzek do potarganych włosów krasnoluda. Kili
wrócił myślami do tamtej tragicznej chwili. Gdyby tylko się nie rozdzielili!
Przed oczami miał Azoga trzymającego Filiego za kark. W uszach dźwięczały mu
pogardliwe słowa orka w Czarnej Mowie i krzyk swojego brata. Znów widział
przeszywające go ostrze i jego osuwające się do stóp Azoga bezwładnie ciało.
-Powinienem pójść po ciało
swojego brata. – przerwał w końcu długie milczenie.
-Pozwól mi iść razem z tobą.
– Tauriel popatrzyła w nabrzmiałe od płaczu oczy krasnoluda. Kili skinął głową
i kciukiem przetarł delikatnie policzki elfki.
Niespodziewanie do ich uszu
dobiegł szybko narastający dźwięk kroków. Podnieśli głowy w tym kierunku i
ujrzeli na szczycie schodów podpierającego się swoją laską Gandalfa Szarego.
-Nie prędko wpadłeś na ten
pomysł, Kili. Masz ogromne szczęście, że wasz włamywacz, Bilbo Baggins dużo wcześniej
zakręcił się w tamtej okolicy. – zawołał z daleka czarodziej.
Na twarzach Kiliego i
Tauriel wymalowało się zdziwienie. Nie zrozumieli słów Gandalfa. Ku ich
zaskoczeniu zza pleców starca wyłoniły się dwie o wiele od niego niższe postaci.
Jedna, której poruszanie się sprawiało widoczny problem, była o głowę wyższa od
drugiej, która podtrzymywała i pomagała w przemieszczaniu się tej pierwszej. Dopiero
po chwili weszli w krąg światła.
-Fili… - Kili szeroko
otworzył oczy ze zdumienia. – Fili! – Gwałtownie zerwał się z posadzki, pędem
pokonał dzielącą ich odległość i z impetem wpadł bratu w ramiona obejmując go kurczowym
uściskiem.
* * *
Nie mogłam. Po prostu było
mi zbyt żal Filiego, a że to fikcja literacka, to czemu miałabym nie nagiąć
trochę sceny jego rzekomej śmierci w skutek czego okazałoby się, że jednak
żyje? :)
Tak się zastanawiam, czy
rozdziały które piszę nie są przypadkiem trochę za krótkie (mają około 1100
słów, może lepiej byłoby gdyby miały około 1500?), jak myślicie?
Mimo rosnącej liczby
komentarzy pod rozdziałem poprzednim jeszcze raz proszę o komentowanie. Naprawdę
to zajmuje mniej czasu niż przeczytanie rozdziału, a dla mnie jest to ogromna
siła napędowa i wiem, że mam dla kogo pisać.
Zajrzyjcie tutaj już za
tydzień!
Miss Bum
Super rozdział i jak dla mnie im dłuższy rozdział tym lepszy. Czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńAlex
Kiedy next ? :)
OdpowiedzUsuńKiedy coś dla nas napiszesz ? ;)
OdpowiedzUsuńKiedy następna część,bo już nie mogę się doczekać ? :*
OdpowiedzUsuńWow. Po prostu wow. Wcześniej byłam zła ,że Thorin żyje (dalej jestem xd). Pomyślałam sobie ,że jak jeszcze mi tu uratujesz Filego to nie wytrzymam. Ale teraz tak czytam I poprostu cieszyłam się z bohaterami ,że Fili żyje :3 Thorina to uśmierć. Będzie miał kłopoty, w końcu to on rozpętał tą bitwę. Ale fanfiction... wow. Wow °u°
OdpowiedzUsuńKiedy next? To jest supeer
OdpowiedzUsuńzabił trorina dębową tarcze zabij
OdpowiedzUsuń